Bartek Czarciński, pierwszy człowiek na świecie, który SAMODZIELNIE zbudował łódź i płynie nią od czerwca 2016r. Dookoła Świata BEZ ZAWIJANIA do portów.
Dzięki łączom satelitarnym Bartek Czarciński relacjonuje swoją podróż prawie na żywo. Jest w kontakcie z setkami fanów w Polsce. Niedawno żeglarz wspomniał o naszych działaniach w swoim poście, pisanym pośrodku Atlantyku.
06.09.16 (Dzień 80)
(…) Co ja właściwie tu jem?
Obiad był dzisiaj na bogato. Przepyszne kaszotto z burakami i kurczakiem (jeszcze raz Agnieszka wielkie dzięki, mimo 80 dni nadal jest pyszne!), a do tego liofilizowana sałatka z pieczarkami, oliwkami, ogórkiem konserwowym i papryką. No i oczywiście podwieczorek. Kisiel z truskawkami.
Z reguły nie jadam kolacji, ale dzisiaj zrobiłem wyjątek. Sprzątając jedną z szafek znalazłem zupę grzybową, dodałem do niej makaron liofilizowany i zjadłem 🙂
Praktycznie skończyło mi się „normalne” jedzenie. Została jakaś puszka oliwek i tyle. Od samego początku, oprócz kilku dni z rybami, główne danie dnia, czyli obiad, jem liofilizowane. Nie mam przy tym żadnych skutków ubocznych. Mam siłę, nie czuje się osłabiony, czyli funkcjonuje normalnie. Nie wypadają mi też zęby i włosy . To dobra wiadomość po 80 dniach. To oznacza, że kolejne 80 też powinienem bez problemów przetrwać.
Całość obiadów przygotowała moja rodzina, dzięki temu wszystko jest dobre i takie jak jem na co dzień. W tym wypadku jedzenie nie tylko daje mi energię, ale też mocno wpływa na samopoczucie. Jest łącznikiem z domem! Bardzo to fajne.
Po gotowaniu, dostarczyliśmy wszystko do firmy Elena z Kokanina pod Kaliszem. Tam zajęli się nim fachowcy od liofilizacji. To proces, podczas którego jedzenie najpierw jest mrożone, a następnie suszy się je w odpowiedniej temperaturze. Zachowuje kształt, kolor, a po dodaniu wody zapach wyjściowego dania.
Jem 80 dni – to wiem, co mówię.
Ta technologia pozwala mocno ograniczyć wagę zapasów i jest naturalnym sposobem konserwacji, bez udziału środków chemicznych. To na pewno rewolucja w jedzeniu zabieranym na różne wyprawy. Mógłbym mieć nie lada problem, żeby zabrać normalne jedzenie na taki mały jacht na rok czasu. Nie mówiąc już o trwałości. 37 lat temu Henryk Jaskuła miał głównie jedzenie puszkowane, przez co mało urozmaicone. Ja mam na pokładzie 14 dań obiadowych 12 rodzajów zup i 10 dodatków (ziemniaki, makaron, 3 rodzaje kaszy, buraczki, kapustę z grzybami, itp.) Na urozmaicenie diety nie mogę narzekać.
Jedzenie liofilizowane dzięki swojej wadze i trwałości sprawdza się nie tylko na łódce, ale w wyprawach rowerowych, w góry, w kosmos. Ach ten XXI wiek!
Bartek